sobota, 25 stycznia 2020

Oczyszczanie twarzy – metoda OCM, żele, pianki. Co wybrać?



Po poście dotyczącym nieprawidłowych sposobów mycia twarzy przyszła pora na wpis o tym jak to robić poprawnie :). Dlatego dzisiaj porozmawiamy sobie o oczyszczaniu, w sumie to ja sobie postukam w klawiaturę, a wy to potem przeczytacie. No to zaczynamy :).

Zmycie z twarzy całego makijażu, kurzu, spalin, czy śladów zbrodni w postaci czekolady na policzkach to pierwszy i dosyć istotny krok pielęgnacji. Przygotowuje on bowiem skórę do dalszych etapów, podczas których dopieszczamy ją składnikami aktywnymi i dawką nawilżenia. Niedostatecznie oczyszczona skóra gorzej wchłania te wszystkie dobroci, ponieważ pozostała na niej warstewka makijażu i zanieczyszczeń utrudnia substancjom przedostanie się wgłąb naskórka. Z tego powodu nawet najlepiej dobrana pielęgnacja będzie dawać średnie efekty, jeżeli etap oczyszczania potraktujemy po macoszemu :).

1. Metoda OCM


OCM (ang. oil cleansing method, czyli w wolnym tłumaczeniu oczyszczanie twarzy olejami) to metoda polegająca na  myciu twarzy jedynie olejami. No, serio! Wiecie - olej najlepiej rozpuszcza olej. A zanieczyszczenia na naszej skórze w głównej mierze składają się z oleju.
Do całej procedury poza olejem potrzebujemy jeszcze muślinowej albo bawełnianej ściereczki/ręczniczka :). Jak to wygląda? Na skórę nakładamy porcję oleju i masujemy, delikatnie, nie jakbyśmy urabiały ciasto na pierogi. No i sobie tak masujemy jakieś 3-4 minutki, po czym nasączamy nasz ściereczko-ręczniczek ciepłą wodą i przykładamy do twarzy i trzymamy parę chwil, po czym powolnym ruchem przesuwamy ją w dół aby ściągnąć olej z buzi. Następnie czynność powtarzamy, czyli nakładamy olej na twarz, znów masujemy, przykładamy zmoczoną ściereczkę i po kilku sekundach wycieramy buzię z oleju. 
Metoda ta jest dosyć czasochłonna, ale warta zachodu. Zwłaszcza jeżeli nasza skóra nie lubi się z typowymi produktami do oczyszczania bazującymi na detergentach.

Plusy:
+ dogłębnie oczyszcza
+ nie zaburza równowagi bariery hydrolipidowej
+ odpowiednie dla większości cer
+ ściereczkoręczniczek jest wielokrotnego użytku, więc nie wytwarzamy śmieci

Minusy:
- czasochłonne (łącznie zajmie to jakieś 10 minut na samo mycie!)
- ściereczkoręczniczek trzeba prać ręcznie po każdym użyciu, a co jakieś 1-2 tygodnie w pralce

2. Oczyszczanie twarzy żelem/pianką


Tutaj już wszystko wygląda prościej. Moczymy buzię wodą, nakładamy porcję produktu, masujemy przez parę chwil i spłukujemy. Proste? Niby tak, pamiętajcie jednak, że sam żel lub pianka nie zmyją nam z buzi całego makijażu i brudu, zwłaszcza 'za jednym zamachem'.
Trudność sprawia także  dobór odpowiedniego produktu (o tym oczywiście pojawią się osobne wpisy, z produktami polecanymi do różnych cer). Bardzo często niestety kosmetyki służące do mycia twarzy zawierają w sobie silne detergenty, które zmywają nam z twarzy brud i całą tą dobrą gromadkę miłych bakterii i sebum, co niestety powoduje zaburzenie równowagi hydrolipidowej. Dodatkowo nie myjemy buzi mydłem. Mydła to zmydlone estry kwasów tłuszczowych, czyli najprościej w świecie zmydlone oleje :). Ich pH jest zbyt wysokie i sięga od 7 do nawet 12 - tyle, ile np. kret do udrażniania rur! Zaś pH naszej skóry oscyluje z reguły w okolicach 4-5,5, a duże wahania pH jej nie służą. Podejrzewa się nawet, że mogą one prowadzić do szybszego starzenia się skóry.

Plusy:
+ uniwersalność (zależnie od dobranego produktu sprawdzi się i do cer suchych i tłustych, etc.)
+ nie jest czasochłonne
+ nie zaburza równowagi hydrolipidowej (pod warunkiem, że myjemy buzię łagodnymi detergentami)
+ większość produktów ma pH odpowiednie dla skóry

Minusy:
- samodzielnie nie domyje makijażu
- skrajnie suche cery mogą nie lubić się nawet z najłagodniejszymi detergentami


3. Dwuetapowe oczyszczanie twarzy


Skoro buzię można myć olejem, który bardzo skutecznie rozpuszcza makijaż i zanieczyszczenia, jednak porządne oczyszczenie buzi w ten sposób jest dosyć czasochłonne, ale można też po prostu żelem/pianką, które jednak mogą mieć problem z domyciem makijażu.. Czemu by tego nie połączyć? No można, działa to nawet bardzo fajnie! Można wyróżnić dwa 'rodzaje' mycia dwuetapowego:


  • płyn micelarny + żel/pianka
  • olej + żel/pianka

Obie metody są bardzo fajne, ale mają też swoje minusy.
Zacznijmy od płynu micelarnego +żelu/pianki. Po kolei wygląda to tak: nakładamy płyn micelarny na wacik, jeżeli mamy makijaż na oczach to dociskamy wacik na parę sekund i powoli, delikatnie  przesuwamy go w bok. Nie trzemy bo sobie wszystkie rzęsy powyrywamy ;). A jak przytrzymamy wacik parę sekund przy oku to micele będą miały czas zadziałać i "przyciągnąć" nasz makijaż, dzięki czemu będzie go łatwiej usunąć. Potem takim wacikiem nasączonym płynem micelarnym usuwamy makijaż z całej buźki, moczymy ją wodą, nakładamy porcję żelu/pianki, masujemy masujemy, spłukujemy i tada! Gotowe :).

Plusy:
+ dogłębne oczyszczenie buzi
+ szybko i łatwo :)
+ wszystkie pozytywy z podpunktu drugiego

Minusy:
- cery bardzo wrażliwe mogą nie lubić pocierania wacikiem
- jeżeli jesteśmy wyjątkowo niedelikatne i szorujemy buzię wacikiem możemy doprowadzić do mikrouszkodzeń skóry
(-) używając wacików wytwarzamy więcej śmieci

Metoda olej + żel/pianka jest równie prosta, z tym, że zamiast wacików używamy rączek :). Na suchą buzię nakładamy porcję oleju na suchą buzię i dokładnie masujemy. Dodajemy wody i masujemy dalej. Spłukujemy olej na tyle, na ile się da i nakładamy porcję żelu/pianki, masujemy masujemy i spłukujemy wodą. Gotowe :). 

Plusy:
+ dogłębne oczyszczenie
+ szybko i łatwo
+ nie używamy wacików, więc nie wytwarzamy śmieci
+ wszystkie pozytywy z podpunktu pierwszego i drugiego

Minusy:
- po zmyciu makijażu oczu olejem może nam zostać na nich nieprzyjemny 'film'

Olejem można oczywiście zmywać makijaż oczu, jednak nie każdemu to pasuje. Ja np. osobiście tego nie robię, ponieważ zostaje mi potem wspomniany 'film' na oczach, którego za nic nie mogę się pozbyć :). Dlatego u mnie wygląda to tak: zmywam makijaż oczu płynem micelarnym, później myję całą buzię olejem (poza oczami) i przechodzę do mycia pianką lub żelem. No to mamy kolejną podkategorię chyba ;).
Jak widać można tutaj 'kombinować' i dopasować w ten sposób metodę idealną dla siebie. Można je też stosować zamiennie. Pamiętajcie, że leżeli nie stosujecie OCM to w celu zmycia makijażu i oczyszczenia skóry konieczne jest zastosowanie dwuetapowego oczyszczania skóry. Nie chcemy żeby nam resztki brudu zostawały na skórze! Rano zaś ograniczyć można się jedynie do 'drugiego' etapu czyli żelu lub pianki.

Stosujecie którąś z wyżej wymienionych metod? Może macie swojego ulubieńca, czy też jest to dla was zupełnie nowy temat? Dajcie znać! 




Nakremovana.

niedziela, 19 stycznia 2020

Czarodziejski zapach bzu i agrestu - czyli szampon w kostce od SOAP SZOP.

Nie wiem jak wy, ale ja uwielbiam jak kosmetyk pachnie. Z powodu atopowego zapalenia skóry (AZS), z którym borykałam się jakoś od początku gimnazjum, kiedy to jeszcze nie miałam aż takiej wiedzy na temat składów, używałam kosmetyków typowo aptecznych. Jak wiadomo, rzadko kiedy mają one jakikolwiek zapach, a jak już, to raczej nieprzyjemny. Dlatego teraz wynagradzam to sobie kosmetykami o pięknych nie tylko składach, ale i zapachach :).
No i takim oto wonnym kosmetykiem jest dzisiejsza gwiazda programu - szampon w kostce Yen od manufaktury kosmetycznej SOAP SZOP. W jego nucie zapachowej przeważa bez, w tle czuć rześki zapach agrestu. Ogólnie nie wiem dlaczego, ale sądziłam, że zapach ten będzie słodszy. Jest on jednak mocno kwiatowy, orzeźwiający. No świetny :). Poza kuszącym zapachem. szampon ten może być gratką także dla fanów fantastyki. Mamy na sali jakichś wielbicieli 'Wiedźmina'? Ręka do góry :).
Ale! Zapach to tylko miły dodatek. Skupmy się na składzie.
INCI prezentuje się następująco:

  • Sodium Cocoyl Isethionate - łagodny surfaktant pozyskiwany z oleju kokosowego. Jest on delikatny dla skóry, świetnie myje i nie narusza przy tym bariery hydrolipidowej.
  • Kaolin (glinka porcelanowa, biała) - ma działanie antyoksydacyjne, zwiększa działanie oczyszczające. To tzw. 'slip modifier' czyli składnik polepszający poślizg produktu. 
  • Cocos Nucifera Oil (olej kokosow) - świetnie kondycjonuje włosy oraz skórę. Zmiękcza skórę oraz włosy, zapobiega utracie wody poprzez tworzenie okluzji.
  • Rosa Damascena Flower Water (hydrolat różany) - działa nawilżająco, dodatkowo dzięki swojemu intensywnemu różanemu zapachowi często wykorzystywana jest jako substancja zapachowa.
  • Persea Gratissima Oil (olej awokado) - świetnie kondycjonuje skórę oraz włosy. Nabłyszcza, odżywia, zmiękcza. Emolient, tworzy okluzję i zapobiega utracie wody.
  • Argania Spinosa Kernel Oil (olej arganowy) - świetne właściwości kondycjonujące skórę oraz włosy. Działa jako emolient, czyli zapobiega utracie wody poprzez tworzenie okluzji. Dodatkowo super odżywia i nabłyszcza.
  • Sambucus Nigra Flower Extract (ekstrakt z kwiatów czarnego bzu) - substancja stymulująca produkcję kwasu hialuronowego (który ma świetne właściwości nawilżające!), nawilża, regeneruje, łagodzi. Wykazuje świetne działanie antyoksydacyjne oraz przeciwzapalne.
  • Parfum - substancja zapachowa
  • Mica (mika) - pigment mineralny. Nadaje efekt rozświetlenia, nabłyszczenia włosów.
  • Titanium Dioxide (dwutlenek tytanu) - substancja 'zmętniająca', nadająca perlisty wygląd. 
  • Iron Oxide (tlenek żelaza) - barwnik. Jego zadaniem jest nadanie tego złotego połysku
  • Amyl Cinnamal (aldehyd amylocynamonowy) - substancja zapachowa imitująca woń jaśminu. Potencjalny alergen.
  • Benzyl Salicylate (salicylan benzylu) - konserwant oraz substancja imitująca kwiatowe zapachy. Składnik olejków eterycznych
  •  Butylphenyl Methylpropional (lilial) - substancja zapachowa. Potencjalny alergen. 
  • Cinnamyl Alcohol (alkohol cynamylowy) - substancja zapachowa, maskująca niepożądane zapachy w kosmetyku.
  • Citral (cytral) - substancja zapachowa, maskująca niepożądane zapachy w kosmetyku. Składnik olejków eterycznych, np. olejku cytrynowym, 
  • Citronellal (cytronelal) - substancja zapachowa, składnik olejków eterycznych, np. olejku melisowego.
  • Geraniol - substancja zapachowa, składnik olejków eterycznych, np. olejku różanego.
  • Hydroxycitronellal (uwodniony cytronelal) - substancja zapachowa imitująca zapach konwalii i lilii.
  • Hecyl Cinnamal (aldehyd heksylocynamonowy) - substancja zapachowa imitująca zapach jaśminu.
  • Isoeugenol (izoeugenol) - substancja zapachowa, składnik olejków eterycznych, np. olejku ylang ylang.
  • Linalool (linalol) - substancja zapachowa, składnik olejków eterycznych, np. olejku pomarańczowego, kolendrowego.
  • Limonene (limonen) - substancja zapachowa, składnik olejków eterycznych, znajduję się np. w skórce cytryny.
Jak widzicie, w składzie jest sporo substancji zapachowych :). Spokojnie, praktycznie wszystkie są pochodzenia naturalnego, w większości znajdują się w olejkach eterycznych. Jednakże, jak zdarza mi się wspominać - naturalne nie zawsze znaczy bezpieczniejsze. Substancje zapachowe często powodują reakcje alergiczne, także trzeba z tym uważać. Skład na moje oko wzorowy, niektórzy przyczepić mogliby się do dwutlenku tytanu i tlenku żelaza, gdyż podejrzewane są one o przenikanie przez skórę i bioakumulację (czyli odkładanie się substancji w organizmie). Wykazano, że faktycznie dzieje się tak, jednakże tylko jeżeli zastosowane zostały cząsteczki nano, czyli znacznie mniejsze od tych tradycyjnych. Także nie ma co się bać, bo jakby się tak bać wszystkiego, to w dzisiejszych czasach nawet wodą strach się myć, bo nie wiadomo co w niej jest.

Tak prezentuje się 'kostka' szamponu - te złote drobinki!

Pierwsze wrażenia


Szamponu jak na razie użyłam raz. Jest on w kształcie półkuli - zaokrąglony na wierzchu, pod spodem płaski. Całkiem to przemyślane i wygodne :). Pieni się elegancko - ja najpierw spieniam go w dłoniach, następnie nakładam na skórę głowy i masuję. Włosy po zastosowaniu stały się gładkie, w dotyku troszeczkę 'tępawe', optycznie i w dotyku wydawało się ich więcej. To pewnie za sprawą białej glinki, ale pewnie też i nieużycia przeze mnie odżywki po umyciu włosów szamponem. Specjalnie odżywkę nałożyłam przed umyciem, aby ocenić jego prawie samodzielne działanie na moje włosy. Po zastosowaniu szamponu wtarłam tylko kropelkę olejku arganowego w końcówki, żeby nie latały jak nieokiełznane pierze. Optycznie włosy były rozświetlone, no fajny efekt. Kurcze szampon też fajowy. Ale to dopiero pierwsze wrażenie, ogólnie mówi się, że jest ono istotne, także dobrze, że szampon się spisał. Przynajmniej ten jeden raz. Zapewne za miesiąc wrócę do was już z taką pełnoprawną recenzją, w której napiszę co i jak. I czy się dalej podoba, czy jednak klops :).



Jak wam się podoba taki rodzaj postu z analizą składu? Może zainteresowałam was szamponem? Dajcie znać!




Nakremovana


czwartek, 16 stycznia 2020

Niepożądane składniki w kosmetykach - czyli o bublach słów parę

Pewnie wiele z was wchodząc do drogerii czuje się trochę jak w innym wymiarze. Z każdej strony otaczają was kolorowe opakowania, a etykietki kuszą obiecującymi sloganami o naprawczych, przeciwzmarszczkowych i w ogóle odmładzających o 10 lat właściwościach kosmetyku. Kusi, ja wiem. Ja też sobie oglądam te pięknie zapakowane produkty i snuję  w głowie wizję przyszłości, kiedy to używam tych produktów a moja cera jest tak cudowna i rozświetlona, że oślepiony jej blaskiem milioner zakochuje się we mnie i w ogóle to kończymy w pięknej willi na Karaibach z gromadką dzieci. Które również mają nieskazitelną cerę, halo!
No, fajnie by było. Czar pryska kiedy odwracam etykietkę i czytam skład, który z linijki na linijkę przyprawia mnie o coraz bardziej nasilający ból łamanego serca, ponieważ moja wizja się nie spełni :(.
No, to czy po tym pięknym wstępie wiecie już o czym będzie ten wpis? Oczywiście, że wiecie, przecież widziałyście tytuł.
To co, zaczynamy?

1. Paraffinum Liquidum - parafina


Parafina to bezbarwny olej mineralny. który otrzymywany jest w procesie destylacji ropy naftowej. Jest ona substancją mało reaktywną chemicznie, a więc wykazuje dużą stabilność oraz trwałość. Czyli coś, co zapewnia nam trwałość formuły - kosmetyk się nie rozwarstwia i w ogóle sunie po skórze jak marzenie. Niby wszystko pięknie, ale po pierwsze - ropa naftowa? Nie wiem jak wy, ale jakoś nie chciałabym nakładać pochodnej substancji, z której otrzymuje się też np. benzynę. Ja wiem, że ona jest oczyszczana i bezpieczna, a jak wy nie wiecie, to już wiecie. Kwestia tego, że parafina nie posiada żadnych właściwości pielęgnacyjnych czy regeneracyjnych. Jedynym jej zadaniem jest stworzenie powłoki na skórze, która zapobiega utracie wody z naskórka. No i nie daje skórze oddychać.
Od razu rozwieję wątpliwości - parafina nie zatyka porów. Jej cząsteczki są zbyt duże, by zadziałać komedogennie (czyli zapychająco). Może natomiast zadziałać aknegennie, czyli nasilić objawy trądziku, występowanie zmian ropnych czy też podskórnych, bolących gul. A to dlatego, że skóra nie może oddychać, stwarzając idealne warunki dla rozwoju bakterii - wiecie, ciepełko, wilgotno i w ogóle.
Działania pożądane parafiny, czyli stworzenie okluzji zapobiegającej utracie nawilżenia, oraz zmiękczenie i wygładzenie naskórka mają np. oleje. Takie naturalne typu olej ryżowy, masło shea, olej słonecznikowy i naprawdę duuużo innych. Z tym, że one dają skórze oddychać, a przy okazji każdy olej ma właściwości pielęgnacyjne oraz świetne regeneruje skórę. Naturalne oleje mają większą szansę zadziałać komedogennie lub aknegennie czy też wywołać reakcję alergiczną, a to ze względu na to, że faktycznie działają na skórę, a nie jedynie ją oblepiają. Nie ma co się obawiać skutków ubocznych, ponieważ sęk w dobraniu odpowiednich olejów, które nasza skóra pokocha :).

2. Silikony 


Powszechna jest nagonka na silikony - że są złe i są be i w ogóle spalić je na stosie. No, ja tam uważam, że są całkiem spoko. To co robią na liście składników, które powinno się omijać? Już mówię. Na tyle, na ile akceptuję silikony w kosmetykach do włosów, bo fajnie je ochraniają (szczególnie zimą, jak ciągle ocierają się o kurtki, szaliki i wszystko dookoła) tak w produktach do twarzy raczej je omijam. Chyba, że są gdzieś na szarym końcu po cudownych ekstraktach i jedynym ich zadaniem jest nadanie konsystencji. Silikony to emolienty, które tworzą 'jedwabisty' film i zapobiegają utracie wody z naskórka, w produktach do włosów mają one za zadanie ułatwić rozczesywanie oraz nadać blasku włosom. Bardzo często też spotkamy je w produktach do makijażu. Dlaczego? No dlatego, że jak wspomniałam - pomagają one stworzyć konsystencje a także utrzymać produkt na twarzy. No więc, skoro mają takie fajne właściwości, to czemu są tak demonizowane? Najczęściej dlatego, że nie są naturalne.

Chciałabym wszem i wobec ogłosić, że nie wszystko co naturalne jest automatycznie lepsze/bezpieczniejsze. Często dzieje się właśnie na odwrót - ekstrakty roślinne mają większą szansę uczulić, niż syntetycznie otrzymany i przebadany silikon. Ba! Niektóre silikony są nawet używane przy operacjach czy prosto na rany. Pracując w drogerii często słyszałam coś podobnego "szukam szamponu/kremu/czegokolwiek ale bez tej całej chemii. Wie Pani, taki 100% naturalny, hipoalergiczny, bez silikonów i konserwantów". No.. fajnie. Ale 'naturalne' to też chemia :). Nawet woda jest chemią. Wszystko składa się z cząsteczek atomów, jonów, związków i jak to tam nazwiemy. A konserwanty? One są, w moim przekonaniu, niezbędne, żeby kosmetyk mógł być przechowywany w szafce w łazience i nie stał się wylęgarnią bakterii. Coraz popularniejsze są opakowania typu airless, dzięki którym możemy zastosować w formule mniej konserwantów, gdyż do produktu nie ma dostępu świat zewnętrzny. Ale wyobraźcie sobie taki krem w słoiczku, odkręcamy i siup maczamy tam palucha. Tak codziennie. Wyobrażacie sobie co by się tam w środku za bataliony bakterii tworzyły, gdyby nie konserwanty? A fuj!

No, to wracając do silikonów :D. Wyróżniamy cztery rodzaje grup:
  • oleje silikonowe (PDMS - polidimetylosiloksany) - grupa silikonów nierozpuszczalnych w wodzie, wytrzymałych na wysokie temperatury. Tworzą one zabezpieczający filtr nieprzepuszczający wody, działają wygładzająco. W produktach do włosów poprawiają poślizg, przez co znacznie ułatwiają rozczesywanie.
  • silikony lotne (PDMCS) - grupa silikonów nierozpuszczalnych w wodzie, które nie wchodzą w reakcje z pozostałymi składnikami aktywnymi formuły, poprawiając przy okazji konsystencje produktu. Tworzą na skórze oraz włosach cienki film, dzięki czemu zapewniają im ochronę.
  • silikony z aminową grupą funkcyjną - wchodzą w reakcje z keratyną, poprawiając wizualnie wygląd. Oblepiają strukturę i mogą się nadbudowywać.
  • glikole silikonowe - silikony rozpuszczalne w wodzie, najłagodniejsze o właściwościach wygładzających oraz nieobciążających.
No to teraz czas na konkretne nazwy. Postaram się wymienić najczęściej spotykane w produktach silikony.

Silikony nierozpuszczalne w wodzie:
  • Dimethicone
  • Dimethiconol
  • Amodimethicone
  • Trimethicone
  • Simethicone
  • Phenyl Trimethicone
  • Behenoxy Dimeticone
  • Trimethylsiloxysilicate
  • Trimethylsilylamodimethicone

Silikony rozpuszczalne w wodzie (zazwyczaj rozpoczynają się od PEG, PPG, PG)
  • PEG-7 Amodimethicone
  • PEG/PPG-20/15 Dimethicone
  • PEG-12 Dimethicone
  • PEG/PPG-14/4 Dimethicone
  • Silicone Quaternium-8

Silikony lotne:
  • Cyclomethicone
  • Cyclomethiconel
  • Cyclopentasiloxane
  • Octamethylcyclotetrasiloxane
  • Hexamethyldisiloxane

No więc, czy lubię silikony? To zależy. Ja silikonów nie demonizuję, zwłaszcza w produktach pielęgnacyjnych do włosów, ale też nie jestem ich fanką i raczej wybieram bezsilikonowe produkty do twarzy. Ich bytu nie popieram w ogóle w kosmetykach służących do oczyszczania, czy to twarzy czy ciała.
Komu silikony mogą służyć? Osobom z cerą baaardzo reaktywną, które zapycha praktycznie wszystko jak i praktycznie wszystko powoduje reakcje alergiczne. Ze względu na to, że silikony są syntetycznymi związkami, prawdopodobieństwo wystąpienia reakcji alergicznej jest praktycznie niemożliwe.


3. Formaldehyd i donory formaldehydu 


Zacznijmy od tego, czym w ogóle jest formaldehyd. Jest to bezbarwny gaz o intensywnym zapachu. Badania dowodzą o jego rakotwórczości oraz działaniu alergizującym i podrażniającym na skórę oraz ogólnie organizm człowieka. Owe substancje najczęściej występują w postaci środków konserwujących, także szukajcie ich na końcu składu ;). Zostały one zakazane w produktach kosmetycznych w Japonii oraz Szwecji. W UE są dozwolone do użytku jednak w ograniczonych stężeniach. Pod jakimi nazwami kryją się donory formaldehydu?

  • Formaldehyde 
  • DMDM Hydantoin
  • Imidazolidinyl Urea
  • Diazolidinyl Urea
  • Polyoxymethylene Urea
  • Sodium Hydroxymethylglycinate
  • 2-bromo-2-nitropropane-1,3-diol (bromopol)
  • Glyoxal
Są substancje, na które mogę przymknąć oko (np. na wspomniane silikony, czy nawet parafinę), ale donory formaldehydu to coś, czego unikam jak ognia. Jedni powiedzą, że są to substancje przebadane i w formulacjach kosmetycznych zostały zastosowane w zalecanym ograniczonym stężeniu. Jednak, jeżeli używamy nie jednego, a 5 czy więcej produktów, które owe donory zawierają? No właśnie. Sam fakt, że udowodnione jest negatywne działanie formaldehydu na organizm człowieka wystarczy mi, aby omijać substancje, które mogą go wydzielać.

4. Etanoloaminy


Etanoloaminy to grupa związków składających się z aminokwasów i alkoholi.Ich zastosowanie w kosmetykach jest szerokie - od związków zapachowych do konserwantów czy regulatorów pH. Brzmi niegroźnie, jednak niektóre etanoloaminy w kontakcie z pewnymi konserwantami (które mogą rozłożyć się do azotu) mogą wydzielać nitrozoaminy. Nitrozaminy sklasyfikowane są jako potencjalne ludzkie kancerogeny. To już brzmi groźniej, prawda?
W INCI etanoloaminy znajdziecie pod nazwami:

  • Triethanolamine
  • TEA
  • Diethanolamine
  • DEA
  • Cocamide MEA
  • Cocamide DEA
  • DEA-cetyl phosphate
  • DEA oleth-3 phosphate
  • Lauramide DEA
  • Linoleamide DEA
  • Stearamide MEA
  • Myristamide DEA
  • Oleamide DEA
  • TEA-lauryl sulfate
Poza możliwym działaniem kancerogennym (ale tylko, jeżeli uwolnione zostaną nitrozoaminy!) substancje te mogą podrażniać naskórek oraz wywoływać reakcje alergiczne.

5. BHT, BHA


Butylowany hydroksyetylen (BHT) oraz Butylowany hydroksyanizol (BHA) to organiczne związki stosowane jako przeciwutleniacze i konserwanty. Substancje te są niedozwolone do stosowania w produktach dla dzieci oraz kobiet w ciąży. Podejrzewane są o toksyczny wpływ na organizm oraz wywoływanie alergii, pokrzywki oraz wysypki.
U zwierząt laboratoryjnych, którym podawano BHT, zaobserwowano występowanie nowotworów wątroby. Inne badania zaś twierdzą, że BHT oraz BHA hamują działanie innych związków rakotwórczych. Dodatkowo, BHA jest podejrzewane o prawdopodobne działanie kancerogenne u ludzi.
Szczerze, nie jestem przekonana co do BHT oraz BHA. Nie znalazłam jeszcze żadnych konkretnych badań potwierdzających ich toksyczne lub kancerogenne działanie na organizm człowieka. Udowodnione zaś jest działanie alergizujące oraz wywoływanie wysypki oraz chorób skórnych. Ja unikam, ale wybór należy do was :). Tak samo jak z pozostałymi substancjami. Każdy ma prawo wyboru, ja tutaj jestem po to, żeby pokazać wam, że niektórych substancji nie warto nakładać na skórę :).

To jak, ile substancji z tej listy znalazłyście/znaleźliście w swoich produktach? Których zamierzacie unikać, a które jesteście w stanie zaakceptować? Dajcie znać ;).





Nakremovana

wtorek, 14 stycznia 2020

Mycie buzi wodą, oczyszczanie jedynie płynem micelarnym - dlaczego jest to błędem?

Oczyszczanie twarzy to pierwszy krok prawidłowej pielęgnacji. W ciągu dnia na naszej twarzy osadza się ogromna ilość spalin, kurzu i bakterii. Możecie sobie wyobrazić ich dewastujący wpływ na stan cery. 

Jeżeli do oczyszczania używacie samej wody - to nie wystarczy. Nasza skóra wydziela sebum, czyli łój, którego zadaniem jest natłuszczenie naszej skóry, zmiękczenie jej oraz stworzenie bariery, która zapobiega utracie wody z naskórka, a także chroni go przed czynnikami zewnętrznymi.

No, chroni. Więc po co ją zmywać?

Już mówię :). Kurz oraz inne zanieczyszczenia najprościej w świecie się do niej przyklejają. Pomyślcie - zdarzyło wam się kiedyś przypadkiem nachlapać gdzieś olejem i tego nie zauważyć? A potem spostrzec, że np. na blacie powstają takie nieestetyczne plamki nagromadzonego kurzu, których nie da się zmyć samą wodą? No właśnie, można sobie wyobrazić, że tak jak oleju nie zmyjemy samą wodą, tak i sebum z naszej skóry :).

No dobrze, nie używacie samej wody, a płynu micelarnego. W końcu pani w reklamie powiedziała, że rozpuszcza on makijaż i świetnie oczyszcza cerę. Są nawet różne rodzaje - do skóry trądzikowej, suchej, mieszanej itd, itp. No to powiem wam, że płyny micelarne służą głównie do demakijażu, czyli pozbycia się z naszej twarzy warstwy makijażu. Nie bardzo potrzebne nam są w nich konkretne właściwości, ponieważ i tak należy je zmyć z twarzy.
Czym są płyny micelarne? Jest to roztwór składający się głównie z: 
- wody

- miceli

Micele to cząsteczki surfaktantu, najczęściej o kształcie kulistym. Zależnie od tego w jakim roztworze się znajdują, hydrofilowe główki kierują się na zewnątrz lub wewnątrz. W przypadku płynu micelarnego, który bazuje na wodzie, główki zwrócone będą w kierunku zewnętrznym.



Owe 'mikrokuleczki' przyciągają do siebie zanieczyszczenia w postaci makijażu oraz brudu. No dobrze, no to skoro przyciągają zanieczyszczenia to znaczy, że oczyszczają skórę. Dlaczego więc nie mogą one zastępować żeli czy pianek w codziennej pielęgnacji? Już tłumaczę.

Płyny micelarne oczyszczają skórę, jednak nie jest to dogłębne oczyszczenie na jakim nam zależy. Cząsteczki miceli wraz z resztkami brudu, sebum i makijażu zostają na skórze i mogą powodować pogorszenie się stanu cery. No dobrze, no to w takim razie użyjemy tego płynu kilkukrotnie i skóra będzie oczyszczona. No nie. Po pierwsze - marnujemy waciki, co prowadzi do wytwarzania większej ilości śmieci. Po drugie - mocne i powtarzalne tarcie skóry wacikami w krótkich odstępach czasu może prowadzić do podrażnień, a jeżeli jesteśmy wyjątkowo niedelikatne, to nawet do powstania mikrouszkodzeń skóry.
Proces 'oczyszczania' skóry płynem micelarnym wygląda mniej więcej tak:

Ponadto, niektóre płyny micelarne w składzie zawierają agresywne substancje myjące takie jak: 

-Sodium Lauryl Sulfate

-Sodium Laureth Sulfate 

-Magnesium Laureth Sulfate

-Ammonium Lauryl Sulfate

Są to anionowe substancje powierzchniowo czynne, które bardzo efektywnie zmywają wszystko ze skóry. Wszystko, czyli makijaż, zanieczyszczenia, ale także całkowicie pozbawiają skórę sebum i zaburzają równowagę bariery hydrolipidowej na naszej skórze. Jak już wspominałam, pozostawienie takich substancji na skórze może powodować podrażnienia, przesuszenie, nadmierne wydzielanie sebum i ogólnie nie chcemy tego robić bo jest fu i be :). 

Mam nadzieję, że rozjaśniłam wam trochę temat oczyszczania twarzy. Oczywiście to nie wszystko :). Jestem w trakcie przygotowywania postu na temat tego, jak poprawnie oczyszczać twarz i jakich produktów w tym celu używać.


Nakremovana


poniedziałek, 13 stycznia 2020

Pierwsze koty za płoty

Hej, cześć, witam na moim świeżutkim, jeszcze ciepłym blogu!

Od czego by tu zacząć. Może na początek od czegoś o mnie :).

Jestem studentką pierwszego roku dietetyki, pasjonującą się szeroko pojętą chemią kosmetyczną, zdrowym stylem życia (który nieudolnie staram się wprowadzić u siebie). W wolnym czasie lubię ponerdzić w różnorakie gry, lenić się na kanapie przy Netflixie i pić herbatę hektolitrami. No i jeść. Najlepiej wszystko co czekoladowe.

Kosmetykami, ich składami oraz działaniem i właściwościami poszczególnych substancji interesuję się już od dłuższego czasu. Zaczęło się to jakoś w gimnazjum (czyli około 4-5 lat temu) i trwa do dzisiaj :). Przez ten czas udało mi się dowiedzieć co nieco, a na pewno więcej niż wie przeciętny Kowalski. Lubię korzystać z konkretnych źródeł, swoją wiedzę zawsze staram się weryfikować czytając najnowsze badania oraz artykuły naukowe.
Do założenia bloga skłoniła mnie moja przygoda z pracą w drogerii oferującej naturalne kosmetyki o dobrych składach, w której miałam okazję zaobserwować poziom niewiedzy większości osób na temat czytania składów oraz ogólnie jak powinien wyglądać podstawowy rytuał pielęgnacyjny, czy to skóry twarzy i ciała, czy też włosów. Od razu zaznaczam, że nie krytykuję tutaj nikogo, kto o świadomej pielęgnacji nie ma pojęcia! Ja tu jestem po to, żeby wszystko wyjaśnić :).

Ale! Dosyć o mnie.

Ten blog to miejsce, w którym chciałabym dzielić się z wami moją wiedzą (i niewiedzą), przemyśleniami, recenzjami, analizami składów i co mi tam jeszcze przyjdzie do głowy :). Wszystko oczywiście w klimacie kosmetyków, świadomego podejścia do pielęgnacji, składów kosmetyków - dobrych i tych trochę gorszych.

Chciałabym zacząć od podstawowych zagadnień związanych ze świadomą pielęgnacją, najczęstszych błędów i powielanych mitów. Dzięki temu będę w stanie pomóc nawet tym jeszcze zupełnie nie wtajemniczonym ;). 

Mam nadzieję, że publikowane tutaj treści okażą się dla was przydatne. No i, że blogosfera ciepło mnie przyjmie :).

P.S. postanowiłam też założyć fanpage na Facebooku aby ułatwić nam komunikację oraz informować was o nowych postach. 
Także zapraszam z otwartymi ramionami na mój fejsbukowy profil.



Nakremovana.